Emmet, Jessie, Virginia || Copyright by Sally Mann
Dzieci patrzą na mnie z okładki albumu-dziennika Immediate Family. Zdecydowane pozy. Wzrok wyzywający. Srogi. Wbija się we mnie. Wciąż patrzę, ale wiem, że nie mam prawa. Drobne ramiona, dziecięce nagie ciała, tak delikatne, a tu w pozycji obronnej. Z powagą. Bardzo chcą wyglądać groźnie. Grają przede mną odwagę i siłę. Krzyczą: nie… nie zbliżaj się, nie fotografuj, nie patrz, NIE DOTYKAJ! To jest nasz świat. Teraz chcemy być same.
Dzieci mają jeden cel, a jednak każde z nich jest tu sobą, przyjmuje inną pozę. Jessie z dumnie podniesioną głową, z wypiętą piersią, z dłonią opartą na plecach. Emmet spogląda lekceważąco. Jego lewe ramię jest lekko przechylone, prawa ręka oplata brzuch. Sprawia wrażenie wyluzowanego, przekornego młodego człowieka. A Virginia? Ona jedna ma ręce zaplecione na torsie, zaciśnięte. I przewiercające na wskroś spojrzenie.
Dzieci się buntują. Buntują się przed fotografowaniem, przed obcym wzrokiem, przed ciekawością ludzką. Ten bunt to jedna z możliwych interpretacji. Albo jeden ze sposobów wyrażenia tego, co dla nich, dla mamy-fotografa – dla widza? – istotne.
Dzieci Sally uciekają. Jej udaje się uchwycić moment ucieczki, ucieczki Emmeta, Jessie i Virginii w ich własny świat. Tam już nikt nie ma wstępu. Są jak trzej obrońcy, zdeterminowani, świadomi swej siły i roli. A jednak wciąż pamiętam, że to DZIECI. Założyły maski… i grając nimi i swoją niewinnością, tym głośniej wykrzykują swoją prawdę.
Dzieci są drobne. Ich nagie, szczupłe ciała potęgują wrażenie kruchości. W tym zdjęciu, w tamtej chwili, mamy zarazem siłę i delikatność, mamy dwa światy, a może właśnie ich zderzenie? Granicę między światem dorosłych pozbawionym marzeń, wyzbytym złudzeń, a światem dzieci, czymś dla niektórych z nas odległym, zapomnianym, czymś nieodgadnionym, tajemniczym, zasmakowanym niegdyś, a teraz już zakazanym.
Dzieci bronią wstępu do tego świata. A może po prostu nie chcą odkryć przed nami tej małej cząstki, która należy tylko do nich. Każde z nich broni samego siebie. Razem, a jednak osobno. I może chcą nam uświadomić, powiedzieć: Jest coś, co dotyczy tylko mnie, i to NIGDY nie będzie twoje. Tu już nie chodzi tylko o ten ich dziecięcy świat, ale właśnie o każdego z nas, o nasze tajemnice.
Dzieci u bram raju? Wyobrażam sobie, że stoją gdzieś na leśnej drodze i bronią wstępu do jakiegoś tajemniczego miejsca. Świat dziecka jako raj.
Dzieci Sally stoją na zdjęciu nagie. Skadrowane od pasa w górę. Nagość nie jest jednak powodem ich wstydu lub naszego zmieszania. Zostały sfotografowane, zanim rozwinęła się ich seksualność, zanim miały świadomość własnego ciała. Nagość jest tu czymś najbardziej naturalnym, i rajskim, i dzikim zarazem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz