wtorek, 30 grudnia 2008

uzupełnienie. Ingeborg Bachmann: keine Delikatessen

Nichts mehr gefällt mir.

Soll ich
eine Metapher ausstaffieren
mit einer Mandelblüte?
Die Syntax kreuzigen
auf einen Lichteffekt?
Wer wird sich den Schädel zerbrechen
über so überflüssige Dinge -

Ich habe ein Einsehen gelernt
mit den Worten,
die da sind
(für die unterste Klasse)

Hunger



Schande



Tränen
und





Finsternis

Mit dem ungereinigten Schluchzen,
mit der Verzweiflung
(und ich verzweifle noch vor Verzweiflung)
über das viele Elend,
den Krankenstand, die Lebenskosten,
werde ich auskommen.

Ich vernachlässige nicht die Schrift,
sondern mich.
Die anderen wissen sich
weißgott
mit den Worten zu helfen.
Ich bin nicht mein Assistent.

Soll ich
einen Gedanken gefangennehmen,
abführen in eine erleuchtete Satzzelle?
Aug und Ohr verköstigen
mit Worthappen erster Güte?
erforschen die Libido eines Vokals,
ermitteln die Liebhaberwerte unserer Konsonanten?

Muß ich
mit dem verhagelten Kopf,
mit dem Schreibkrampf in dieser Hand,
unter dreihundertnächtigem Druck
einreißen das Papier,
wegfegen die angezettelten Wortopern,
vernichtend so: ich du und er sie es

wir ihr?

(Soll doch. Sollen die andern.)

Mein Teil, es soll verloren gehen.

czwartek, 25 grudnia 2008

mama i lalki













Górki Wielkie. Sanatorium. Plac zabaw. Mała moja mama z lalkami Jurą i Jolą. Jak byłam mała to u babci w Pogórzu też bawiłyśmy się z siostrą Jurą. I bardzo długo byłam przekonana, że Jura to dziewczynka. A to był Jerzy czyli Jurek czyli Jura. W każdym bądź razie notorycznie odpadała mu głowa i trzeba było dużo sprytu, głównie babcinego, by ją na nowo zamontować.

środa, 24 grudnia 2008

sobota, 20 grudnia 2008

N/O



Chyba koniec podstawówki to był. N wisiała u mnie w pokoju na ścianie. Teraz wisi na blogu. Na dodatek z O. Porwało mnie. I podrapało.

kartka


















@spelevink. dziękuję.

środa, 17 grudnia 2008

Linguistik-Tage in Jena, Sektion: Diskurse-Medien-Macht

Wygląda na to, że jadę na konferencję do Jeny. Pierwsza mojatylkomoja. Wczoraj jeszcze panikowałam, że mój abstract nie ma mocy. Ale przyjęli. I będę sobie analizować okładki magazynu Süddeutsche. Freue mich ausserordentlich.

wtorek, 16 grudnia 2008

niedziela, 14 grudnia 2008

czwartek, 11 grudnia 2008

Właściwie stara, ale NOWA praca. Znów worldwideschool i Deutsche Bank. I to jest bardzo dobra wiadomość.

wtorek, 9 grudnia 2008

z serii dla prusofilów


















Kultowy, byłby prezentem idealnym. Box6xDVD. Nie wiedziałam, że to tak łatwo w Polsce dostępne.

Ponadto w czwartek w Goethe Institut Feridun Zaimoglu. O swojej Leyli przetłumaczonej właśnie na język polski (Wyd. Czarne). Rozmowa gdzieś na styku kultur pewnie. Opowieści turecko-niemieckie. I mam nadzieję coś o Kanak sprak czyli od tytułu książki do terminu fachowego. Nietylko dla literaturoznawców. Konkret krass.

I jeszcze jedno, jestem na bieżąco dzięki człowiekowi, który jest zawsze na bieżąco jeśli chodzi o literaturę i wie komu i co...: KROKI/SCHRITTE Deutschsprachige Gegenwartsliteratur in Polen.

sobota, 6 grudnia 2008

nie wiem

co powoduje, że zupełnie obca osoba, którą poznałaś lata temu, gdy odnawiasz z nią przypadkiem i spontanicznie kontakt, pisze Ci nagle i nieoczekiwanie: I miss u. yes, I miss u... (...) u have no plans of coming back to America? there are certain songs I listen to that remind me of zoni and u, I would love to make u a mixed cd of music.
Taki prezent na dziś. Trochę przerażający wprawdzie.

środa, 3 grudnia 2008

piątek, 28 listopada 2008

süddeutsche
















Jest prosta i estetyczna, i nie mogę oderwać od niej wzroku. Okładka magazynu wydawanego przez Süddeutsche Zeitung co tydzień w piątek. Bardzo dobre komentarze dotyczące zjawisk społecznych, polityki, popkultury. W ładnej szacie. Z humorem. Bardzo fajna rubryka Ein Interview ohne Worte. Dziennikarz pyta, ty odpowiadasz grymasem, gestem, ciałem. Wychodzi fajny zestaw do obserwacji.

Zbyt szybka, zbyt dobra ocena? Trochę się obawiam o mój zmysł krytyczny.
A czytam i przekonuję się od dwóch miesięcy.

środa, 26 listopada 2008

sceny z jej życia

Najpierw dowiaduje się, że jakiś bliżej nieokreślony mąż (w domyśle jej przyszły) wcale nie będzie chciał takiej wiecznie uczącej się. Pani oprócz tego stara się przekazać tak by the way kilka rad kulinarnych dotyczących przyrządzania mięs, których ona prawdopodobnie już nigdy nie spróbuje.
W pewnym wieku w pewnych kręgach liczy się już tylko mąż (oczywiście świetnie zarabiający), dobry obiad i perspektywa potomstwa.
I wiek odpowiedni, i męża plus całą resztę chciałaby jednak zdefiniować sama, ona sobie sama, w swoim, jej czasie.

Spotyka się z M., która przyjeżdża na chwilę z Wawy i pierwsze słowa jakie kieruje do niej: wyrzucili Cię kiedyś z pracy, bo jesteś kobietą?

Codziennie słyszy od kogoś, w przelocie, ze łzami w oczach, z przerażeniem, z nienawiścią czasem, że on zostawił ją, oni się rozwodzą, ona miała brać ślub, wcześniej było fajnie, ale już też znikło to fajnie między. Że on powinien pierścionek dla niej, kwiaty dla mamy, flaszkę dla taty. Listopad 2008 definiuje się sam.

Wczoraj dochodzi razem z B. do wniosku, że żyją zdecydowanie nie w czasach dla nich. Marzenie o łączniczce powraca. I sława, i chwała. Iwaszkiewicz.


poniedziałek, 24 listopada 2008

Eugeniusz i Helena


















Babcia Hela z małą Jagódką.



















Dziadek Gienek. Amant.














Dziadkowie z małym Januszkiem.
Dedykowane Januszkowi, czyli Tacie.

piątek, 21 listopada 2008

a tak wygląda moje niemieckie monopoly od sis. nie mogłam się oprzeć. cały Berlin w zasięgu jednej gry.


prezent od Barbary

Umarm ihn nicht
Umarme den, der dir gefällt
Vorbei ist er dir leicht verloren.
Ich nehme an, dein Gesicht hat Ohren
Zu hören, was man von dir hält.
Umarme ihn, wenn eine Glut
Dich vorwärts drängt, ihn zu begrüßen
Dann leg ihm deinen Mut zu Füßen.
Und mache ken Geschäft. - Sei gut.
Du warst du dreist, wenn du nicht lesen
Kannst, ob ihn die Umarmung freut.
Ich bin auch mehrmals so in Glut gewesen
Und hielt mich still. Hab mich gescheut
Und hab Versäumtes hinterher bereut.
Und glaube doch: Wir brauchen weite Fernen,
Einander wahr und rein kennenzulernen.

aus: Gedichte dreier Jahre, Joachim Ringelnatz

Danke meine Süße!

środa, 12 listopada 2008






W listopadzie wszystko mi szarzeje i smutnieje.

sobota, 8 listopada 2008

piątek, 7 listopada 2008

kontrastiv



wem ist was nicht klar?


















Z komiksu pt. 12 Reasons Why I Love Her Jamie S. Rich i Joëlle Jones.

poniedziałek, 3 listopada 2008

mój rok na blogspocie

Dokładnie rok. Pierwszy wpis z 3.11.2007.
I widzę, że dziś post nr 100.
Miał być tylko fotozapis. Jest dużo więcej albo dużo inaczej.
Beautiful mess inside. Śpiewa Yael a mi to tu tak pasuje.

poniedziałek, 27 października 2008

potencjał operacjonalny

Chciałabym napisać o Lulu Franka Wedekina, o ostatnich dniach pewnego berlińskiego lotniska, o 'nowym' feminizmie w Niemczech i jeszcze o Charlotte Roche i jej powieści już sprzed pół roku. Wszystko jednak dzieje się za szybko. Muszę doczytać, doprzemyśleć, odczekać wzburzenie, zachwyt, nadmiar emocji, móc mieć na to czas.
Dziś miałam na powtórkę z Franciszka Gruczy, z artykułu o technolektach (jednego z wielu tegoż językoznawcy, jak sądzę, doprecyzowującego ontologiczną charakterystykę języków). A oto i ulubiony cytat:
Języki ludzkie to przede wszystkim pewne składniki czy części operacjonalnych potencjałów (oprogramowań) mózgów (umysłów) konkretnych osób.

piątek, 24 października 2008

po tym jak wstałam i zakończyłam rytuał porannej prasówki

Ściągam z popkulturalnego a tak naprawdę to z Warhola: “Jeśli człowiek przestanie czegoś pragnąć, otrzymuje to. Doszedłem do wniosku, że jest to niepodważalna reguła.”
[Banał, ale.]
Przestałam. Dostałam. Już nie chcę.
Najcudowniejsza jest pewność. NIE. DZIĘKUJĘ. CZUJĘ SIĘ ŚWIETNIE.

czwartek, 23 października 2008

+

A tekst - inspiracja do mojego posta o Alexie - plus foto tu: Berlin Alexanderplatz/Das Narbengesicht

Berlin Alexanderplatz

Wczoraj na portalu EINESTAGES/Spiegel ONLINE pojawił się artykuł o najsłynniejszym placu Berlina pt. Das Narbengesicht (Twarz w bliznach). Najbardziej wschodnia i ta prawdziwa twarz stolicy Niemiec - piszą autorzy. Hans Kollhof, architekt Berlina, wymarzyl sobie tam kiedyś Manhattan nad Sprewą, wieżowce-biurowce + gigantshoppingpalast. A Alex to wciąż betonowa pustynia i wieża telewizyjna. U Döblina jest wiecznym i wietrznym placem budowy. Z jakichś powodów ja też dokładnie tak go widzę. Poza nazwą z potencjałem na wizytówkę pozostaje Alexanderplatz rozczarowaniem. Dla odwiedzających na pewno. A dla Berlińczyków?
Berlin jest stolicą, ale na skraju bankructwa. I Alex to ta twarz. Ta jedna z wielu.

Przemiany na Alexie i w ogóle Berliner Mitte fotografował Harald Hauswald. W 2007 roku wydał album Alexanderplatz. Fotografische und literarische Erinnerungen (Jaron Verlag, Berlin 2007). Poniżej trzy zdjęcia wybrane moje. Wszystkie pochodzą z książki Hauswalda.






niedziela, 19 października 2008

czekam na scenę Marii Peszek z trupem z zamrażarki. a na razie tylko to


przestoje. jutro praca.

Weekend przyniósł kolejne potwierdzenie, że tekst piosenki WSH (wciąż Aurélie), choć to Klischee-mässig, to jednak zgadza się. Czyli jednak to moje subtelne odkrycie - doświadczenie? Interekultureller Unterschied.
Wczoraj najpierw Baśku a później pomysł na francuski za niemiecki z Przemem doprowadzili mnie do euforii. Padłam po opowieściach absolutnego mistrza ceremonii Mateo. Po roku albo ... albo nawet dłuższym czasie ... spotkanie odbyło się w końcu znów u mnie przy zielonym stole. A wszystko przez pewną piękną kobietę o zielonych oczach i rudych włosach.

środa, 15 października 2008

Durs Grünbeins Dankesrede zur Verleihung des Berliner Literaturpreises

Przemówienie Dursa Grünbeina wygłoszone z okazji przyznania mu Berlińskiej Nagrody Literackiej (2006). Wklejam, ponieważ to najlepsza definicja Berlina, jaką kiedykolwiek usłyszałam lub przeczytałam. A fascynuje mnie definiowanie takich miejsc i to miejsce. Z wielu względów. Hauptsache Mittendrinsein. A przenosząc to na moją płaszczyznę postrzegania: przyjeżdżam i nieważne, na którym Bahnhofie wysiadam, czuję to, jestem w środku. Tam nigdy nie byłam turystką. To miasto wsysa jak odkurzacz.
A co do tekstu - pięknym precyzyjnym (precyzja to moja kolejna fascynacja albo raczej obsesja ) niemieckim napisany. Kiedyś równie pięknie i precyzyjnie go przetłumaczę.
;)

---

„Man hat mich gebeten, es kurz zu machen mit meinem Dank, und ich will dem gern folgen. Knappheit gehört zum guten Ton in dieser Stadt, sie fördert das Lapidare selbst in Herzensangelegenheiten, eine gewisse kernige Radikalität. In Berlin braucht man keine großen Reden zu schwingen, um sich bemerkbar zu machen, es hätte ohnehin keinen Zweck. So wenig wie die Stadt muss sich der Mensch hier verstellen.

Denn was ist Berlin? Nicht nur die Boulevardpresse, selten um rasche Antworten verlegen, ist hier in Definitionsnot. Die Soziologie bezieht ihre Stichworte aus den zwanziger Jahren, und für die Historiker liegt das Neue am neuen Berlin zu dicht vor der Nase, als dass sie mit Perspektiven aufwarten könnten. Ich würde sagen, Berlin ist ein Sack, in den seit Jahrhunderten alles mögliche hineingestopft wurde, viel Geschichtsgerümpel und jede Menge urbaner Plunder, manche Prinzipien auch, vor allem preußische. Doch dieser Sack hat zum Glück ein Loch, und so fällt das meiste davon immer wieder unten heraus und hält sich nicht lange.

Es trifft sich gut, hier zu leben, denn ist nicht das menschliche Dasein selbst solch ein löchriger Sack? Berlin, das ist der große kollektive Schlendrian in Gestalt einer Stadt, ein westöstliches Sumpfgebiet aus lauter Frühstückscafés und Hinterhofklitschen, die sich stolz Firmen nennen. Berlin, das ist ein Manöverfeld von großstädtischem Ausmaß, durchzogen von lauter unsichtbaren Fronten, hier Kietze genannt, ein strengliniertes Gebilde, zuletzt geprägt vom axialen Ordnungssinn eines Kriegsarchitekten und seinen Echos, den Magistralen moskautreuer Utopier, segmentiert das Ganze schon zu Kaisers Zeiten von wuchtigen Mietskasernen, von denen aus man heute auf Parks blickt, Ordnungsämter und Kinderspielplätze, an deren Rand sich arbeitslose Väter versammeln, die vor zwei, drei Generationen noch Soldat spielen mussten und heute Zeitung lesen oder an ihren Handys fummeln.

Berlin, das war im Ursprung ein militärisch-frühindustrieller Komplex, Brutstätte des Weltgeistes und zugleich der Ort, wo er am wirksamsten ausgetrieben wurde, immer eine Art steinerner Aggregatzustand, einmal Hochburg der Angestellten, Mitteleuropa als Zentrale des sachlichen Realismus, einmal quallige Kapitale eines aufquellenden Reiches, später ein Trümmerhaufen für verlorene Seelen, heute ihr föderales Rückzugsgebiet, ein Mottensofa am Straßenrand und ein ausgeweideter Kulturpalast, etwas tief Unterirdisches immer, Labyrinth aus Bunkern und U-Bahn-Tunneln, zuletzt Hort bummernder Techno-Partys, doch kaum tritt man ans Licht hinaus auf eine der gewaltigen Brachflächen, fallen die Mauern, man sieht die sternklare Nacht und anderntags das seltsamste Blau unter Deutschlands Himmeln.

Berlin ist ein Vakuum, das die Eigenschaft hat, sich immer von neuem zu füllen, ganz gleich womit, wenn es nur genügend Unterhaltungswert besitzt. Hauptsache Hauptstadt, Hauptsache Mittendrinsein im provisorischen Nirgendwo, da wo die Musik spielt – einmal Metropolis und einmal Jericho. Berlin, das ist der ganz große Bluff, ein täglich gebrochenes Versprechen. Eine Stadt, in der alles doppelt vorhanden ist, auch das Deutsche, Ost und West, Abendland und Morgenland, ein siamesisches Zwillingspaar, das nur wenig gemeinsam hat, das Verkehrsnetz und den Namen; und wer das alles leiden mag, redet so darüber wie ich. Denn das eben ist das Moderne daran: dass man sich hier an nichts halten kann. ‚Der Schwindel Berlin unterscheidet sich von allen anderen Schwindeln durch seine schamlose Großartigkeit’, schrieb Bertolt Brecht 1920 an einen Bekannten.

Nirgendwo anders als in Berlin, diesem Paradies für Hochstapler und Händler der heißen Luft, fand einmal, frei nach Walter Serner, die letzte Lockerung statt. Hier wurde ein Ausdruck wie ‚voll knorke’ geboren, und wenn etwas allgemein missfiel, sagte man: ‚is det Stulle’. Sobald es schön war, hieß es hier ‚schnieke’, ein Wort wie ‚dufte’ galt als Ausdruck hoher Emphase. Einziger Stil im Stillosen war hier immer das große Krawallschlagen und sich dann gegenseitig Anöden, dies aber mit eisernem Durchhaltewillen und jeder Menge Sponsoring. Für Heiner Müller, einen seiner letzten stoischen Barden, war Berlin sprichwörtlich – ‚das Letzte’. Der Ort, an dem die deutsche Geschichte ihre schlimmstmögliche Wendung nahm und wo sie kläglich mit einem Satansfurz endete.

‚In Berlin kann man nicht gesund werden’, schreibt Ernst Jünger an Gottfried Benn in den fünfziger Jahren. Nur, Letzterer konnte ihm nicht mehr zustimmen, weil er längst todkrank war, als ihn der kameradschaftliche Hinweis erreichte. Benn, der typische Berlin-Bewohner, publicityscheue Hinterhausexistenz, allem Reisen abgeneigt, allem Pomp, Stammgast seiner Eckkneipe, die gewissermaßen ein Annex der eigenen Arztpraxis war: Von ihm stammen einige der wegweisenden Verse über diese Stadt. In einer Rede, gehalten vor fünfzig Jahren anlässlich der Berliner Festwochen zum Thema ‚Berlin zwischen Ost und West’, steht die trotzige Bemerkung: ‚Westdeutschland geht kulturell daran zugrunde, dass es Berlin nicht mehr gibt.’ Dem folgt ein Satz, der das Verlorene dieser Stadt, ihre Versunkenheit in ein Bild fasst: ‚Berlin’, heißt es da, ‚liegt wie Angkor im Urwald, und die Fahrten zu ihm sind Expeditionen, unternommen halb aus Neugier und halb aus Wehmut.’

Dies war eine Stimme aus den Zeiten des Vier-Mächte-Status, als der eine Teil eine Insel war, die man mit Rosinenbombern versorgte, und der andere Exerzierplatz für ein Imperium, das bis in die hinterste Mongolei reichte. Dieser rückwärtige Teil, das nach Osten hin offene Gelände und Lager, war lange der einzig mir zugängliche. Aber Spaltung und Provinzialität hin und her, Atlantische Etappe und märkisches Wüstenfort, nun ist das alles vorbei und vergessen im Namen einer Weltstadtroutine, die von Nostalgie nichts wissen will und von Zukunft immer nur so viel, wie sich touristisch vermarkten lässt.

Hier muss ich wieder an Heiner Müller denken, der wie Benn und Brecht in Berlin starb, das war vor zehn Jahren, und den ich als letzten Verbindungsmann kennenlernte zur verschärften Großstadtliteratur des vorigen Jahrhunderts, ihren politischen Überzeugungen und artistischen Überreizungen. Trotz aller Warnungen: Bis heute zieht es die Künstler in diese Stadt, die werdenden wie die gemachten, und jene, die von beiden leben, die Verwerter und die Beschaffer, die Kuratoren und die Croupiers. Keiner hält wirklich die Bank, aber alle spielen sie auf eigene oder fremde Kosten ein Weilchen hier mit. Mir selbst ist es nicht anders ergangen, auch ich habe mich eines Tages hier eingestellt, in der hochfliegenden Hoffnung, in Berlin eine Welt zu finden und mich in ihr.“

poniedziałek, 13 października 2008

Arbeiten Sie noch produktiver

Widzę już tylko to, co powyżej. Spiegel właśnie dla mnie tę reklamę... Muszę zmienić filtr.

w pociągach

Spotykam w nich moich studentów. Ostatnie trzy podróże. Prędzej czy później zawsze: Dzień dobry + jakiś total uśmiech w moim kierunku. Dopiero [już] trzy lata uczę. Uczę się uczyć. Na błędach. Jestem tak zwykła i normalna, że mnie lubią, czy zapamiętują z jakichś innych powodów?
A mi stres mózg zjada przed zajęciami.

niedziela, 12 października 2008

proces to uporządkowany w czasie ciąg zmian i stanów zachodzących po sobie

Nie lubię pociągów. Jak wracam nimi skądkolwiek do to się rozklejam.
Planuję zmiany i to moja najlepsza motywacja. Gdybym tylko jeszcze mogła w sobie znów odnaleźć ten dziki zapał podczas pisania. Gdyby moje czasy skupienia się wydłużały. Gdyby moje wnioski istniały. I były precyzyjne a nie tylko o precyzji. Gdyby mój umysł pracował szybciej. Symultanicznie i analitycznie.
Jak rzep psiego ogona uczepiłam się jednej myśli. W rzeczywistości to coś nie istnieje, ja się upieram, że tak i wmawiam sobie, że tylko brak mi cierpliwości.
Pozostaję w niezgodzie.
Mówię do siebie po niemiecku.
Segreguję.
Coraz wyraźniej widzę, czego chcę.
Uczę się asertywności.
Oswajam.
I codziennie muszę się przekonywać, że się uda. Just move on.
Sama muszę = sama chcę.

środa, 8 października 2008

poniedziałek, 6 października 2008

niedziela, 28 września 2008

poniedziałek, 22 września 2008
























faza eksperymetalna?

jak mawia mój brat:

życie depcze wyobraźnię. heh. tyle. kropka.

sobota, 20 września 2008

wpis rodzinny

Mama czyta/ogląda mojego bloga i komentuje w mailach. Tata dzwoni i pyta o moje opisy na skype'ie. Aga córka kontra aga wirtualna?
Z siostrą jesteśmy na bieżąco, czytamy sobie w myślach, czasem nawet zbyt wiele. Ja żyję w jej uwielbieniu. Ona czasem prosi: Aga, ale zostań dziś u mnie, no... W Berlinie w starbucksie ktoś się nas zapytał, czy jesteśmy twins.
A brat to inny świat. 20letni chłopak kontra 27letnia starsza siostra. Niezidentyfikowane.

piątek, 19 września 2008

worum es momentan geht:

KRAFT, sich der eigenen inneren Kraft bewusst werden, alle Kraft für ein Projekt einsetzen, Stärke zeigen, alte Ängste zu überwinden.

konkluzja po wczorajszych rozmyślaniach nad językiem

Piszę w tym języku, w którym aktualnie myślę. To jest jedyne wytłumaczenie, dlaczego zdarza mi się pisać tu po niemiecku. I nie zakładam, że to jest blog tylko po polsku. || Ich schreibe in dieser Sprache, in der ich gerade denke. Das ist die einzige Erklärung dafür, dass ich hier auch manchmal auf Deutsch schreibe. Ich nehme nicht an, dass es ein nur auf Polnisch geschriebenes Blog ist.

czwartek, 18 września 2008

środa, 17 września 2008













Porządki w folderach. I znalazłam to zdjęcie. Pozostawiam bez komentarza.

wtorek, 16 września 2008

- Ona jest na facebooku?
- Tak!
- Kurde, ale bym se ją dodała ...

piątek, 12 września 2008

czwartek, 11 września 2008

poniedziałek, 8 września 2008

Ich mag nicht, wenn mir jemand ein E-Mail ohne Betreff sendet. Meine Schwester glaubt, ich bin ungewöhnlich. Es ist Vorliebe für Präzision - würde ich sagen.
Meine Schwester noch einmal: du bist Monica Geller-Bing!
Hilfe!

niedziela, 7 września 2008

ich habe mich festgelesen. und mich gefunden.

Enzensberger: NICHT ZUTREFFENDES STREICHEN
Was deine Stimme so flach macht
so dünn und so blechern
das ist die Angst
etwas Falsches zu sagen

oder immer dasselbe
oder das zu sagen was alle sagen
oder etwas Unwichtiges
oder Wehrloses
oder etwas das missverstanden werden könnte
oder den falschen Leuten gefiele
oder etwas Dummes
oder etwas schon Dagewesenes
etwas Altes

Hast due es denn nicht satt
aus lauter Angst
aus lauter Angst vor der Angst
etwas Falsches zu sagen

immer das Falsche zu sagen?

sobota, 6 września 2008

noch ein Grund, nach Berlin zu fahren

Ausstellung Sebastião Salgado. In Principio. Eine fotografische Reise auf den Spuren des Kaffees. Berlin. C/O Berlin. 6.9.-5.10., Eröffnung am 5.9., 19 Uhr.

piątek, 5 września 2008

alleine. schrecklich alleine. total alleine. so fühle ich mich heute. hab mich noch nie so ...

środa, 3 września 2008

Ingeborg weiss besser: Nichts mehr gefällt mir.
Ich habe mir verboten im Blog zu schreiben. Ewiger Kampf.

wtorek, 2 września 2008

sobota, 30 sierpnia 2008

wtorek, 26 sierpnia 2008

Enzenbergers Poesieautomat:

in Zweifelsfällen sind wir dagegen.

niedziela, 24 sierpnia 2008



































Eine unscharfe Geschichte.

sobota, 23 sierpnia 2008

gaga













To zdjęcie zrobiła Gabriella. Podczas kręcenia naszego wspólnego Kurzfilmu.

niedziela, 17 sierpnia 2008